Zbigniew Prawelski, prezes RzTŻ: "Marzy mi się wielka Stal i wielki żużel w Rzeszowie!"
Data dodania: 08 lutego 2021 r.

Pierwszego dnia lutego został Pan wybrany na nowego Prezesa Zarządu Rzeszowskiego Towarzystwa Żużlowego. Choć już w poprzednim roku zasiadał Pan we władzach RzTŻ, to część kibiców może Pana nie znać. Czym się Pan zajmuje oraz zajmował poza sportem żużlowym?
Zbigniew Prawelski, prezes RzTŻ: Jestem przedsiębiorcą i prowadzę nieprzerwanie działalność w zakresie obsługi rynku nieruchomościami w Polsce od roku 1993. Otrzymałem solidne wykształcenie. Jestem absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz studiów podyplomowych w zakresie Filozofii na UJ. Mam wspaniałą rodzinę, żonę i czwórkę dzieci. W pracy zawodowej kierowałem już wielokrotnie zespołami ludzkimi, przez 15 lat byłem doradcą Ministra Infrastruktury ds. zawodów nieruchomościowych. Aktualnie jestem doradcą i ekspertem w nieruchomościach, wykładowcą, a także prowadzę szeroką działalność społeczną. Jestem szczęśliwy i kocham ludzi.

Wiemy, że miłośnikiem żużla jest Pan nie od dziś. Kiedy zrodziła się Pana miłość do czarnego sportu i kto był Pana największym żużlowym idolem?
Jestem rzeszowianinem z ul.PCK i od dzieciństwa pasjonuje się sportem, a szczególnie żużlem. Od lat 60-tych, na początek z ojcem a później sam chodziłem na Stal. To trochę ślepa miłość, „na zabój” i teraz chcę udowodnić, że można coś dobrego zrobić dla rzeszowskiego żużla. Do klubu przyciągnął mnie Jan Madej oraz Rzecznik prasowy prof. Janusz Ryszard Rak. Moim idolem pozostanie Florian Kapała a z czynnych żużlowców Jarosław Hampel.

Minął tydzień od objęcia przez Pana stanowiska Prezesa RzTŻ. Jaka była pierwsza decyzja i co chce Pan zmienić, bądź ulepszyć w funkcjonowaniu klubu przez najbliższe miesiące, lata?
Chcę wiele zmienić, ale nie od razu. To proces ewolucyjny, a nie rewolucyjny. Tworzymy fajną, zgraną grupę i każdy jest ważny. To nie jest Zarząd malowany. Dlatego po rocznych doświadczeniach na początek chcę dobrze podzielić robotę tak, aby nie wstrzymywać koni - to pierwsza decyzja. Ludzi mamy i tutaj nie warto nic zmieniać. Chcemy rozwijać nasz projekt i najważniejsza dla mnie jest stabilizacja finansowa klubu. Działamy w stanie nadzwyczajnym. Ja mówię to „gospodarka wojenna”. Wokoło szaleje pandemia i kryzys, nie wiadomo co będzie za miesiąc, rok. Bez naszych wspaniałych kibiców na trybunach nie damy rady. Brak wpływów z biletów to nawet przy dużym zaangażowaniu sponsorów może doprowadzić nas i cały ten sport do bankructwa.

Jedno z ważniejszych pytań dla każdego kibica to „Jaki cel stawiamy sobie jako klub na przyszły sezon?”. Czy takie cele zostały już ustalone, zarówno w sferze sportowej jak i organizacyjnej oraz marketingowej?
Nasz cel statutowy, to działanie na rzecz rozwoju tego sportu w naszym mieście. Sukces organizacyjny już mamy, teraz czas na sukces sportowy. Chcemy walczyć w tym roku o najwyższe cele. Mamy dobry skład i kadrę trenerską. Stawiamy na szkolenie młodzieży i mamy już pierwsze efekty w postaci naboru nowych adeptów. Musimy wzmocnić sferę PR jak i współpracę z miastem. Osobiście widzę duże możliwości poprawy w naszych chłopcach. Stawiam na dobrą atmosferę w parku maszyn i kolektyw. Szczegóły będą decydować o sukcesie, a więc niczego nie można zaniedbać.

Wybiegnijmy trochę w przyszłość. Gdzie widzi Pan rzeszowski zespół za 5-7 lat?
Tego nie można przewidzieć. Marzy mi się wielka Stal i wielki żużel w Rzeszowie!

 

Rozmawiał: Łukasz Dębski